top of page

Droga przez pustynię

Zaktualizowano: 8 mar


Bóg wyprowadza ludzi na pustynię. Wędrowcy nie od razu rozumieją po co. Wydaje się im, że gorzej już być nie może. A tymczasem pustynia przemienia się w miejsce dojrzewania do ogrodów.


Liczba 40 oznacza w Biblii najczęściej czas potrzebny do przygotowania. Do uleczenia. Do osiągnięcia gotowości. Bóg zaraz po uwolnieniu Izraelitów z Egiptu objawia się im jako lekarz (Wj 15,26). Dlaczego? Bo wie, że ma do czynienia z ludźmi, którzy przeszli w niewoli ciężkie doświadczenia. Są zalęknieni, mają skłonność do zapadania się w sobie, do odwracania się od teraźniejszości, do zamartwiania się przyszłością, do snucia czarnych scenariuszy, do wyolbrzymiania napotkanych przeszkód, do wzbudzania w sobie poczucia klęski. Izraelici na pustyni przypominają ludzi dotkniętych depresją. Potrzebują uzdrowienia.


Najłatwiej byłoby związać ich dolegliwości z grzechami, obarczyć ich winą, której depresja byłaby konsekwencją, ale skrybowie spisujący w Babilonii „świętą historię wyjścia” znają już inną interpretację przyczyn choroby i cierpienia, przywoływaną choćby przez proroka Ezechiela. Niekoniecznie do nieszczęść musi prowadzić grzech ojców, ba niekoniecznie musi to być grzech chorującego. Zamiast koncentrować się na przyczynach zaistniałego cierpienia, redaktorzy tekstów biblijnych skupiają uwagę czytelników na wkraczającym w historię Bogu, który odnajduje chorych, zniewolonych, udręczonych Izraelitów w Egipcie, bez żadnych ich zasług interweniuje i wyprowadza z ciężkiego, beznadziejnego położenia. Idą z Nim przez pustynie, aby dojrzewać.


Związek grzechu z chorobą będzie jednak niepokoił następne pokolenia wierzących. Pamiętać przecież będą obraz Kaina, człowieka, z którym wielkie nadzieje - jak niemal z każdym pierworodnym - wiązali rodzice. Rósł pewnie w oczekiwaniu spełnienia wielkiej misji, która została w podaniu o początkach przypisana do potomstwa Ewy. Ale porównywanie się, zazdrość, zawiść, nienawiść doprowadziły go do zapaści, do ciemności, do wszechogarniającego smutku, który chciał uleczyć zbrodnią. Dodanie zła do zła nie sprawia jednak dobra, a jedynie skazuje na tułaczy los. Nic więc dziwnego, że uczniowie Jezusa, widząc człowieka niewidomego od urodzenia, zapytają, czy brak wzroku wynika z jego grzechów, czy też z grzechu jego rodziców. Jezus podważa tego rodzaju związek przyczynowo - skutkowy i proponuje koncentrację na uzdrowieńczym Bożym działaniu. Na dostrzeżeniu interweniującego Boga tu i teraz. Ucieszeniu się Jego zbawczą obecnością i powracającym wraz z Nim Królestwem pełnym pokoju i radości (J, 9,1-41).

Depresja dotyka także proroka Eliasza (1 Krl 19,1-13). Wiernie stał po stronie Boga, a jednak dopada go lęk, smutek, dojmujące poczucie utraty sensu, bezradność. Czuje, że dalej nie da rady, że jest słaby, że jego życie idzie w kierunku, w którym nie chciał, że jest przegrany, że zawiódł, że nie ma już sił, że nikt go nie rozumie i cały świat jest przeciwko niemu, że wszystko jest już za nim, że w sumie nie ma po co żyć. Mówi do Boga: PANIE, mam już dość wszystkiego, zabierz moje życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków”. Na szczęście jest na pustyni. To miejsce dojrzewania, w którym działa Bóg. Kiedyś zamieszkał w obozie Izraelitów, w namiocie pośród nich, by być blisko, pod ręką. Być dla nich. Jak dobry lekarz, jak cierpliwy przyjaciel, który wie, jak ważna w depresji jest obecność Drugiego. Teraz przychodzi do Eliasza, przekazując swoje przesłanie: „Wstań, najedz się, czeka Cię droga.” I znów pojawi się liczba dojrzewania, zrozumienia – 40, tym razem dni.


Czego można dowiedzieć się, wędrując po pustyni? Że mimo wszystko – jesteśmy. Świadczy o tym każdy kolejny oddech. Wystarczy go poczuć. Można też dotknąć spalonego słońcem ciała. Zauważyć przesuwający się cień, rzucany przez krzak janowca. Usłyszeć piasek pod stopami. Smakować krople wody i kęs chleba. Dostrzec siebie tu i teraz. Zrozumieć, że nasze czarne myśli nie są nami samymi. Pojawiają się jak chłód nocy albo spiekota południa i przemijają. A my wciąż dalej jesteśmy. Jedynie jako ich twórcy i obserwatorzy. Oddech po oddechu, uderzenie serca, jedno po drugim, każe nam szukać źródła naszego istnienia. Jesteśmy z Nim związani tajemniczą nicią życia. To Bóg. Właśnie zamieszkał pośród nas, w swoim namiocie. Tu i teraz. Nie ma więc co zajmować się wciąż przeszłością. Została zamknięta, przebaczona, przekreślona. Nie ma jej. Nie też ma co się lękać i stale zamartwiać o przyszłość. Ona jeszcze nie istnieje. Dość ma dzień dzisiejszy, dość ma „ tu i teraz”, swoich spraw. Królestwo - Szalom jest pośród nas. Oglądanie się wstecz lub nadmierna troska o jutro paraliżują, nie pozwalają zauważyć i cieszyć się Bożym dzisiaj.


Oto Bóg przychodzi w powiewie łagodnego wiatru, pełen miłości, dobroci, przebaczenia przeszłości, zatroskania o naszą przyszłości i mówi: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście. Ja dam wam wytchnienie.” To On bierze na siebie nasze wczoraj i jutro. Układa je na krzyżu. Wypełnia światłem zmartwychwstania. Abyśmy dostrzegając, jak bardzo zostaliśmy ukochani, mogli kochać tu i teraz. Dzisiaj. Chwila po chwili. Krok po kroku.

1431 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page